Gena Showalter - Mroczna Więź Tom ...
Gena Showalter - Mroczna Więź Tom 2, Book PL, Gena Showalter, Lords Of The Underground (Władcy Podziemi)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Showalter Gena
Mroczna więź
PROLOG
Nazywano go Mrocznym Żniwiarzem lub mniej wyszukanie -
Śmiercią. Był znany jako Malah ha - Maet. Yama. Azrael. Cień.
Mojra Król Zmarłych. Przede wszystkim był Panem Świata
Podziemnego.
Dawno, dawno temu otworzył dimOuniak, puszkę potężnej mocy
zrobioną z kości bogini, i uwolnił uwięzione w niej demony. Od tego
czasu wojownicy w służbie Olimpu, on wśród nich, stali się
strażnikami złych duchów. Zatarła się granica między dobrem a złem,
ładem a chaosem.
Ponieważ to on otworzył puszkę, bogowie pokarali go demonem
Śmierci. Sprawiedliwy wyrok, bo swoim czynem omal nie
doprowadził świata na skraj zagłady.
Jego zadanie polegało na przeprowadzaniu zmarłych na drugą
stronę. Cierpiał, że musi przysparzać cierpienia rodzinom żegnającym
bliskich, którzy uczciwie przeszli przez życie. Nie cieszyło go, że
odprowadza na męki wiekuiste niegodziwych. W jednym i drugim
przypadku wypełniał w milczeniu swoją powinność. Wszelki opór, o
czym zdążył się przekonać, mógł tylko pogorszyć jego położenie.
Konsekwencje były tak straszne, że sami bogowie drżeli na myśl
o nich.
Czy posłuszeństwo oznaczało łagodność? Troskę? Opiekuńczość?
Skądże. Nie mógł sobie pozwolić na takie subtelne uczucia. Miłość,
współczucie, miłosierdzie były wrogami jego kondycji. Gniew?
Złość? Te czasami go nawiedzały.
Biada temu, kto posunął się za daleko, Mroczny Żniwiarz
zamieniał się wtedy w demona. Stawał się bestią, która potrafiła wbić
pazury w serce człowieka i złożyć na ustach nieszczęśnika pocałunek
śmierci.
Kto nie będzie miał się na baczności, Mroczny Żniwiarz przyjdzie
po niego...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Anya, bogini Anarchii, córka bogini bezprawia i chaosu
Dysnomii, szafarka zamętu, obserwowała dziewczyny na parkiecie.
Piękne i roznegliżowane, miały umilać czas władcom podziemi. W
pozycjach wertykalnych i horyzontalnych.
Ze stroboskopu sypały się płatki wirującego światła, rozjarzały
delikatną poświatą mroczne wnętrze klubu. Kątem oka dostrzegła
zadek jednego z nieśmiertelnych pochłoniętego bez reszty dymaniem
wniebowziętej młodej damy.
W porządku impreza, pomyślała z przewrotnym uśmiechem,
chociaż amatora ćwiczeń seksualnych pewnie by nie zaprosiła.
Władcy podziemi, nieśmiertelni wojownicy opętani przez demony
uwolnione z puszki Pandory, żegnali się z Budapesztem, miastem,
które przez długie stulecia było ich domem.
Z jednym z nich miała do pogadania.
- Rozstąpić się, z drogi - szeptała, wchodząc między tańczących.
Miała ochotę krzyknąć na całe gardło „pali się!" i obserwować
uciekających w panice śmiertelników, właściwie śmiertelniczki.
Muzyka zagłuszała szeptane polecenia, ale dziewczyny i tak powoli
schodziły jej z drogi, same zapewne nie zdając sobie sprawy dlaczego.
Wreszcie dojrzała obiekt swoich fascynacji, wstrzymała na
moment oddech, przeszedł ją dreszcz. Lucien. Zachwycający z tymi
swoimi szramami na twarzy, stoicki, owładnięty przez ducha Śmierci.
Siedział przy stoliku w głębi sali ze swoim przyjacielem,
nieśmiertelnikiem jak on, Reyesem.
O czym rozmawiają? Jeśli chciał, żeby strażnik Bólu załatwił mu
panienkę, na nic zdałyby się okrzyki „pali się!". Anya przechyliła
lekko głowę i zaczęła nasłuchiwać.
- ...miała rację. Oglądałem zdjęcia satelitarne na jednym z
komputerów Torina. Te świątynie naprawdę wyłaniają się z morza. -
Reyes podniósł do ust srebrną piersiówkę. - Jedna u brzegów Grecji,
druga na wysokości Rzymu. Jeśli dalej będą podnosić się w takim
tempie, moglibyśmy przeszukać je już jutro.
- Dlaczego śmiertelni nic o nich nie wiedzą? - Lucien, swoim
zwyczajem, podrapał się w brodę. - Parys oglądał dzisiaj wiadomości
na kilku kanałach. Ani słowa.
Głupek, to była pierwsza myśl Anyi, a zaraz po niej nastąpiła
druga: dzięki bogom, nie gadają o seksie. Wiesz o świątyniach, bo ja
chciałam, żebyś wiedział. Nikt inny nie może ich zobaczyć, nie widzi
ich. Sztuczka się udała, trzeba było tylko wywołać trochę chaosu, a
chaos to potęga. Wystarczyło osłonić budowle falami sztormowymi
przed oczami ludzi i podsunąć wojownikom garść informacji, które
wywabią ich z Budy.
Zależało jej na tym, żeby Lucien zniknął z miasta, choćby na
trochę. Wybitego z codziennego rytmu, zdezorientowanego faceta
łatwiej kontrolować.
Reyes westchnął.
- Być może to robota nowych bogów. Cały czas nie mogę
uwolnić się od przekonania, że nas nienawidzą i chcą się pozbyć tylko
dlatego, że jesteśmy po części demonami.
Twarz Luciena nic nie wyrażała, zero emocji.
- Nieważne, czyja to robota. Rano wyjeżdżamy. Musimy
przeszukać obie świątynie.
Reyes odstawił opróżnioną piersiówkę i zacisnął palce na oparciu
krzesła.
- Jeśli szczęście nam dopisze, powinniśmy znaleźć to cholerne
puzdro.
Anya przesunęła językiem po zębach. Cholerne puzdro, inaczej
dimOuniak albo puszka Pandory. Zrobiona z kości bogini opresji, tak
była wytrzymała, że z powodzeniem więziono w niej demony, tak
potężne, iż nawet moce piekielne były wobec nich bezsilne. Puszka,
gdyby została znaleziona, wessalaby na powrót demony do środka, a
uwolnionych od nich wojowników czekała śmierć. Nic dziwnego, że
chcieli odzyskać cholerne puzdro dla siebie. Lucien skinął głową.
- Jutro będziesz o tym myśleć, teraz się baw, zamiast marnować
czas w moim nudnym towarzystwie.
Nudnym towarzystwie? Anya nie spotkała nigdy nikogo równie
ekscytującego.
Reyes wahał się chwilę, ale w końcu zostawił Luciena samego.
Żadna z dziewczyn nie śmiała się do niego zbliżyć. Popatrywały w
jego stronę, owszem, lecz odstręczały je straszne blizny na twarzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]